czwartek, 28 maja 2015

River Dee & #OOTD

Hej!
Dziś mam dla Was post do którego zdjęcia zostały zrobione w cudownym miejscu. Uwierzcie mi, że one nie pokazują tego całego piękna jakie można zobaczyć na żywo! Mój chłopak wiele razy mówił mi „chodź, mam fajne miejsce na zdjęcia” ale mi się zwyczajnie nie chciało ruszać tyłka dalej niż kilometr od domu. Jednak teraz postanowiłam, że jeśli znajdziemy jeszcze jakieś cuda w naszej okolicy to na pewno pokaże je tutaj.


Co do stroju to nie wiem jak Wy ale ja uwielbiam takie zwyklaczki. :) Jednak żeby nie było za normalnie to dorzuciłam buty, które dodają nieco tej elegancji. Luźne koszulki to moja przeszłość ale ostatnio mam chęć na powrót do nich. Świetnie spisują się do jeansów a pasują w sumie do wszystkiego. Dodatkowo osoby, które chcą ukryć swój brzuch (czytaj: ja) taka koszulka nada się do tego idealnie.



T-shirt – ZARA | jeansy – New Look | płaszcz, okulary – Primark | buty – H&M | torebka – Michael Kors (Cruise)    































wtorek, 26 maja 2015

Już rok w Szkocji! JESTEM BOGATAAA :)

Hej!
Dziś mam dla Was post, który był zapowiedziany kilka dni temu. Będzie trochę czytania więc jeśli kogoś nie interesuje temat lub nie chce mu się czytać to śmiało można kliknąć krzyżyk w prawym górnym rogu.
W skrócie napiszę co tutaj znajdziecie a później rozwinę swoje myśli. Zatem!
Jeśli planujecie wyjechać za granicę lub ciekawi Was życie za granicą to ten post jest dla Was. Znajdziecie tutaj nie tylko moje "informacje", przemyślenia na temat poszukiwania pracy, mieszkania czy ogółem mówiąc życia. Poza tym złamię i potwierdzę różne stereotypy, opowiem Wam jak to pieniądze rosną na drzewach oraz jak bogata jestem i na wszystko mnie stać. Pamiętajcie, że jestem w Szkocji dopiero równy rok czasu (z tej właśnie okazji powstał ten post) i, że nie każdy musi mieć identyczne rozumowanie oraz odczucia.
Postaram się ten post napisać w punktach tak aby był jakiś skład i łatwiej było się odnaleźć.


Nadal Cię to nie zainteresowało? Nie szkodzi, krzyżyk dalej jest w tym samym miejscu o którym wspomniałam wcześniej.


Chcielibyście czasami uciec od plotek na swój temat, zawiści czy zazdrości? Nie ważne czy prawdziwe czy nie, nie ważne czy podstawne czy bez. Punktem wyjścia jest ucieczka. Nie całkowita oczywiście, ludzie "gadali i będą gadać" ale już nie będą mieli dostępu do Twojego życia i jedyne co mogą zrobić to tworzyć domysły, które nikogo nie interesują. Pomimo, że mnie takie rzeczy nie obchodzą (owszem, lubię plotkować ale nie z każdym a jedynie z przyjaciółką) to cieszy mnie, że ja drogę ucieczki miałam prostą. Można w sumie powiedzieć, że start w życiu miałam prosty i łatwy, na dodatek nie jestem w tym sama więc jeśli o mnie chodzi to nie zmieniłabym niczego. :-)


PRZYGOTOWANIA DO PRZEPROWADZKI, SZUKANIE PRACY I MIESZKANIA
Na początku byłam podekscytowana. Boże! Udało mi się! Nie dość, że przeprowadzam się z chłopakiem to jeszcze będę mieszkać za granicą o czym od dawna marzyłam! Dla jednych tylko ta część może być prosta a później mogą zacząć się schody. Dla mnie cały początek był prosty ale opiszę dwie wersje. Torba spakowana, rodzina pożegnana, jadę z torbą ostatni raz przed wyprowadzką ZKM'em do Piotrka rodziców i ruszamy w drogę na lotnisko. Podekscytowania ciąg dalszy. Lot samolotem, blabla, mieliśmy gdzie spać a to najważniejsze. W międzyczasie okazało się, że na drugi dzień mamy rozmowę o pracę w hotelu a patrząc na to, że Banchory w którym mieszkamy to niewielkie miasteczko dla mnie było cudem.


-PRACA
(ja)
Dzień drugi. Zaczął się stres, bo przecież mój angielski pomimo tego, że w szkole miałam piątkę na świadectwie nie był taki dobry jak mogłoby się wydawać a tu przecież rozmowa jest przeprowadzana w języku angielskim, na dodatek od niej zależy czy dostanę tą pracę czy nie. Na szczęście dostałam, zaczęłam na drugi dzień.
Początki były trudne. Nikogo nie znałam, nie rozumiałam większości, każdy mnie obserwował, bo byłam "nowa". Chciałam wypaść jak najlepiej, wpasować się w to wszystko jakoś i muszę Wam zdradzić, że obrałam taktykę podlizywania się przez chwilę mojej superwajzorce. Pomimo, że nigdy wcześniej tego nie robiłam i wręcz nie przepadałam za osobami podlizującymi się to widziałam w tym jakiś sens. I owszem, dzięki temu sama wybierałam sobie dni wolne a zawsze po wypłacie (gdzie wtedy chciałam spędzić dwa dni na zakupach) miałam wolne bez wspomnienia o tym. Kończyłam wcześniej kiedy chciałam, gdy bolała mnie głowa wystarczył sms i nie musiałam iść do pracy. Bajka? Nie do końca. Poza tymi plusami, żeby zarobić pieniądze, które pozwolą mi funkcjonować musiałam się napracować jak nigdy wcześniej. Sprzątanie pokoi czy bycie kelnerką wydawało mi się takie proste, idę do kuchni po talerz i zanoszę klientom. Jasne.. Z zewnątrz taka praca wydaje się łatwa ale nikt nie wiedział, że wewnątrz mamy regulaminy, dziesiątki punktów jak co robić a gdy idziesz po ten talerz do kuchni to w międzyczasie robisz tysiąc innych rzeczy. Dalej wydaje się łatwe? Nie powie tego osoba pracująca w hotelu. Oczywiście jak już się wdrożyłam w to wszystko to czerpałam przyjemność z tej pracy i nie narzekałam tyle na prace co na niektóre osoby pracujące ze mną. Pamiętajcie, że zawsze w każdej pracy jest coś co nam się nie spodoba. :-)
(ogólnie)
W Szkocji pracę jest łatwiej znaleźć niż mieszkanie. Tutaj na każdym kroku potrzebują do pracy, przynajmniej w większych miastach (Aberdeen, Glasgow, Edynburg, Dundee, itp). Językowo poradzi sobie każdy. Nie znasz języka? Nie ma problemu, wskazówki znajdziesz niżej.


-MIESZKANIE
(ja)
Jak wspomniałam wyżej, nie miałam z tym problemu, bo mieszkamy z Piotrka bratem, do niego przyjechaliśmy i on nam pomógł na starcie. Niżej opowiem Wam jak to może wyglądać gdy jesteście w innej sytuacji.
(ogólnie)
Czasem a w sumie często z mieszkaniami jest tragedia. Wypowiem się jedynie o obszarze Aberdeenshire, bo z innymi nie mam styczności ale gdy szukałam z koleżanką dla niej pokoju czy czegokolwiek to musiałyśmy liczyć na cud. Cud się zdarzył ale pamiętajmy, że nic nie ma za darmo. Region w którym mieszkam jest jednym z najdroższych w Szkocji a pokój kosztuje tu więcej niż czynsz za mieszkanie w Polsce. Mieszkanie kosztuje 2-4x więcej. Więc jeśli zamierzacie się przeprowadzić i wynająć mieszkanie bez możliwości pomieszkania przez pierwszy miesiąc u kogoś znajomego to musicie przygotować się na spore koszty. Pamiętajmy również, że trzeba jeść i pić oraz zapewnić sobie inne potrzeby. Mieszkań można szukać w internecie ale chętnych na takie mieszkanie jest kilka rodzin więc jeśli umawiasz się w Polsce, przyjeżdżasz i jesteś pewna/y na 100%, że masz dach nad głową to lepiej nie bądź taka pewna, wystarczy, że ktoś w międzyczasie przebił cenę i zostajesz z niczym. Bez umowy najmu jest ciężko. Dodatkowo, żeby wynająć mieszkanie trzeba pamiętać o kaucji, która zazwyczaj wynosi drugie tyle co czynsz i płacisz ją na dzień dobry. Tak więc przeprowadzka do mieszkania przykładowo w Aberdeen to koszt około 2 tysięcy funtów (czynsz + depozyt) czyli ponad 10 tysięcy zł. Nie każdego raczej stać na taki wydatek, mnie również by nie było więc nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Co innego popracować tutaj 1-2 miesiące, wtedy z mieszkaniem jest prościej, bo te pieniądze można zarobić szybciej niż w Polsce. Najlepszą opcją jest ten przyjaciel, znajomy, rodzina, itp. Pomogą na starcie, koszty będą mniejsze i jakoś można się przemęczyć tą chwilę.


-ŻYCIE, KOSZTY
Nie ma co porównywać życia w Polsce do życia tutaj. Nie raz usłyszałam „o boże, chleb u Was kosztuje 10 zł”.. U nas to około 2 funty ale my również inaczej zarabiamy, ceny są inne. Nie ma też się co nad tym rozpływać, bo to, że można zarobić np. 1200 funtów miesięcznie (czyli jak to wszyscy przeliczają koło 6.000 zł) nie oznacza, że żyjemy jak w bajce. Rachunki za mieszkania, telefony i tego typu rzeczy są droższe niż w Polsce. Przykładowo w Polsce mój abonament za telefon wynosił 65 zł a tutaj jest to 70 funtów (około 385zł). Abonamenty są również tańsze ale zależy to też od telefonu jaki wybierzemy. Jeśli chodzi o jedzenie to tak podliczając codzienne wydatki i oszczędzając zmieścimy się w 10 funtach/dzień. Mamy w tym obiad i coś na śniadanie i kolację. Nie będą to jakieś luksusy ale na ziemniaki ze schabowymi i mizerią starczy, do tego bułki na kolacje, przykładowo sera czy pomidorów nie kupujemy codziennie tylko raz na 2,3 dni więc można zaoszczędzić. Zazwyczaj internet czy jakieś abonamenty za telewizję są wliczane w czynsz. Rachunki za wodę czy ogrzewanie płaci się poza czynszem czyli powiedzmy, że czynszu płacimy 800 funtów to dodatkowo do tego musimy zapłacić to co wymieniłam wyżej. Poza takimi rzeczami od wypłaty odlicza się insurance, czyli ubezpieczenie. Nie jest to duża kwota, zależy ile się zarabia. Ja chyba najwięcej zapłaciłam 70 funtów za miesiąc ale są to też kwoty 15 czy 25 funtów. Płacimy również tax od osoby która mieszka w danym mieszkaniu (nie jestem pewna czy to aby na pewno ale coś takiego płacimy, nie jestem również pewna jaka to kwota, bo mam to w czynszu więc póki co mnie to nie interesuje). Są też podatki, różne rzeczy jak w Polsce więc rachunki, rachunki.. ;> Wydaje mi się, że to chyba wszystko, możliwe, że o czymś nie wspomniałam a to po prostu z tego powodu, że nie muszę póki co sama tego wszystkiego załatwiać, daję umówioną kwotę miesięcznie i wszystko mam już do niej wliczone.


STEREOTYPY
Nie raz usłyszałam tekst typu „pracujesz za granicą, zarabiasz 6 tysięcy miesięcznie, na co Ty narzekasz? Każdy by chciał takie życie.” Szybko te osoby zmieniają to zdanie gdy popracują i pożyją za tą granicą. Jak wymieniłam wyżej, mamy wyższe rachunki a żyć również trzeba więc wyobraźcie sobie, że zarabiając te 1200 funtów miesięcznie to prawie tak jak byście zarabiali 1200 zł. Prawie. Jest różnica ale czasami wydaje się niewielka. Zarabiając trochę więcej możemy sobie pozwolić na zakupowe szaleństwa co tydzień czy wyjazdy, wycieczki, jakieś inne luksusy.


Kolejnym jest np. to, że ludzie tutaj są bardziej tolerancyjni niż w Polsce. Muszę niestety powiedzieć, że tolerancja może jest większa ale jak w każdym kraju znajdą się ludzie, którzy będą na Ciebie źle patrzeć, bo jesteś biała, żółta, czarna, polka, włoszka, rumunka, czeszka, itd.


“Jadę do Anglii, bo tam większe zasiłki I można mieszkanie od Państwa dostać”. To chyba mój najbardziej ulubiony temat tutaj. Polacy (nie wszyscy) są śmieszni z tymi tekstami. Jadą za granicę, bo większe zasiłki. No proszę Was, żeby być takim leniem, że ciężko dupe ruszyć I zapracować na siebie? Bez jaj. Na forum w którym uczestniczę regularnie pojawiają się pytania “Chciałabym wyjechać do Szkocji, mam dwójkę dzieci. Po jakim czasie mogę się starać o zasiłek na dzieci, mieszkanie I dofinansowanie do mieszkania? Wiadomo, że na początku jest ciężko...” SERIO? JA SIĘ PYTAM CZY SERIO ISTNIEJĄ TAKIE BEZMÓZGI? Jeszcze się nie przeprowadziła ale już tylko zasiłki w głowie. Najpierw powinna załatwić sobie pracę, mieszkanie, cokolwiek ale nie, zaczyna się od dupy strony a później ludzie, którzy na prawdę potrzebują pomocy, bo np. z pracy kogoś wyrzucili czy z mieszkania nie mają co zrobić, za co żyć. Za takie rzeczy Państwo powinno pomóc. Jestem osobiście za tym, że żeby otrzymać jakiś zasiłek na cokolwiek powinno się najpierw przepracować rok czy dwa lata. Nic dziwnego, że Polacy mają taką opinie skoro najchętniej by siedzieli z dupą w domu I odbierali zasiłki zamiast ruszyć się do pracy.


“Jestem bogata! Zarabiam tu tyle, że wy Polaczki gnijcie w tej Waszej Polsce”. -Mówi to osoba niewykształcona, zarabiająca te minimum. Nie wierzcie jeżeli ktoś Wam wciska takie bajki. Jak widzicie wyżej tutaj wszystko kosztuje. :-)


“Nikt w Szkocji nie lubi Polaków”. Tak, owszem, zdarzają się takie osoby. Głównie nie lubią “nas” z tego powodu, żę trafiają się POLACZKI co nie potrafią się zachować, nie mają żadnej kultury osobistej a czasem wręcz wstyd się przyznać, że jest się z Polski. Sama powiem szczerze, że miałam nie raz sytuację, że nie przyznałam się skąd jestem. Przykład? Siedzę sobie w McDonaldzie, obok mnie siedzi jakaś Pani, około 45 lat. Na przeciwko mojego stolika siedzi małżeństwo z dzieckiem, wcinają kanapki przy czym głośno komentują, że w Szkocji McDonald jest do dupy (dla mnie nie liczy się niczym), że obsługa nie taka, że facet, który biega z mopem ma rude włosy, wylali nawet “przez przypadek” colę na podłogę I facet woła do Szkota (po polsku, wtf? Przecież nie jesteśmy w Polsce) “ej rudy, chodź tu ku*wa, sprzątaj, bo mi się wylało”. Jezu, serio? Babka obok mnie mówi po cichu “Ci z Polski nie mają żadnego szacunku do ludzi”. Co odpowiedziałam? “Niestety”. Nie będę się tłumaczyć, że nie każdy taki jest, bo za nic w świecie bym się nie przyznała w takim momencie, że jestem z Polski. Wstyd mi za takich ludzi a takich jest niestety coraz więcej. Przyjeżdża “królestwo” I myśli, że każdy będzie biegał wokół nich. Sorry, ale używanie mózgu a przede wszystkim kultura osobista nie bolą. Zazwyczaj są to osoby, które w Polsce ledwo wiązały koniec z końcem a tutaj poczuli się “bogaci”.


OGÓLNE WNIOSKI I MOJE ODCZUCIA PO ROKU MIESZKANIA W SZKOCJI
Mieszkam w małej miejscowości, codziennie mijam te same twarze, codziennie każdemu z niewymuszonym uśmiechem mówię “Good Morning! How are you?”, ucinam krótką pogawędkę I idę dalej. Muszę Wam powiedzieć, że Szkocja działa na mnie niesamowicie. Pracując w sklepie gdzie musisz być miłym dla klienta oraz uśmiechać się do każdego choćby nie wiem co mi to nie sprawia problemu a mój uśmiech nie jest wymuszony choćbym nie wiem jak zły dzień miała. Ci ludzie są tacy mili, że ciężko nie być miłym dla nich (nie wszyscy ale na moje szczęście praktycznie samych takich spotykam). Idę do banku czy gdziekolwiek gdzie nie jestem pewna czy zrobię coś, powiem coś dobrze to nie muszę się obawiać, że nie zrozumiem co powie do mnie Pani z okienka. Jeśli nie zrozumiem to wytłumaczy mi to inaczej. Klimat działa na mnie bardzo dobrze! W Polsce miałam ogromne problemy ze zdrowiem, tutaj od roku byłam może z dwa razy u lekarza kontrolnie. Ciężka praca popłaca, napracuję się jak wół ale wiem, że jest warto, bo co tydzień mogłabym sobie jeździć na zakupy I nie odmawiać sobie niczego. Na szczęście już mi to minęło I nie wydaję pieniędzy na ubrania jak szalona chociaż coraz częściej znów zamawiam ze sklepów internetowych. Nigdy chyba nie wygram z uzależnieniem od zakupów ale cóż, pracuję na to więc mogę sobie pozwolić. :-)


RÓŻNE INFORMACJE W SKRÓCIE

*Opłaty to: czynsz, rachunki, ubezpieczenie, tax
*Żeby zacząć pracę musimy się zarejestrować w jobcenter gdzie dostajemy NINO (National Insurance Number -ubezpiecznie). Na początek dostajemy zastępczy, po rozmowie i dwóch, trzech tygodniach listem otrzymujemy stały.
*Nie wszędzie obowiązkowy jest stały numer NINO od razu, zazwyczaj gdy zaczynamy pracę I podamy ten zastępczy nie robią z tego problemu
*Warto poszukać pracy przed wyjazdem w internecie, jest sporo ofert.
*Pierwsze zarobione 10.000 funtów jest uwolnione od podatku.
*Jeśli nie znasz języka to nie martw się, pracę znajdziesz, w życiu sobie poradzisz (zawsze znajdzie się jakiś Polak-urzędnik, lekarz, itp, który nam pomoże. Jednak warto się tego języka uczyć, bo chyba nie chcemy wiecznie załatwiać czegoś przez kogoś.
*Najlepiej wyjechać w dwie osoby lub więcej. Czynsz płaci się na połowę co wychodzi taniej dla każdego, jedzenie można robić wspólnie I rachunkami się dzielić. Duża oszczędność.
*Nie bać się mówić po angielsku. Nawet jeśli coś źle powiesz to ludzie Cię nie wyśmieją a pomogą lub poproszą Cię o wyjaśnienie czegoś w inny sposób.
*Nie zgrywać cwaniaka. Takich tutaj nikt nie lubi a połapać idzie się szybko. :-)


Nie mam pojęcia o czym jeszcze pisać, miałam nawał pracy I przez to nie o wszystkim pamiętam ale zawsze jestem chętna do pomocy I udzielenia odpowiedzi na każde pytanie. Wystarczy napisać na fejsie, asku czy na deebson@wp.pl. Właśnie zobaczyłam ile to wszystko zajęło mi linijek więc jeśli ktoś dotrwa do końca to podziwiam! Żeby nie było nudno to wklejam trochę zdjęć z mojego bloga, które pojawiły się tu w ciągu roku! :)


3majcie się!